Wspominam o nim z dwóch powodów: po pierwsze, jako jedyny z wyżej wymienionych nie traktuje o Weselu Stanisława Wyspiańskiego; po drugie stał się, jak sądzę, pewną inspiracją dla reżysera spektaklu. A jeśli nie inspiracją, to przynajmniej komunikuje się z jego postrzeganiem istotnych zjawisk. Stare, znane wszystkim powiedzenie mówi: o gustach się nie dyskutuje. A może właśnie warto i trzeba? Każdy wie co myśli, czuje, w jaki sposób coś odbiera i często nasze opinie różnią się od siebie – jest to prawda wszystkim znana, a to sprawia, że nie podejmujemy zawiłych rozmów, bo i tak do niczego one nie doprowadzą. Nie ma osoby, której opinia jest wiążąca i to co mówi jest święte. Jej wyczucie piękna lub miernoty danej rzeczy (ze względu na tematykę bloga czytaj: filmu, książki) i jego wysoka bądź niska ocena do niczego nie zobowiązuje. Krytyką się ufa, bo mają wiedzę, zdolność do dokładnego analizowania, zauważania szczegółów i ich interpretacji... Z tym ostatnim można się kłócić, bo przecież na pytanie „Co autor miał na myśli?”, każdy odpowie na swój własny sposób i będzie miał do tego całkowicie święte prawo. Ale to, że nie mam wiedzy, zdolności do analizowania i zauważania szczegółów, które twórca gdzieś tam powtykał, nie znaczy, że moja niska bądź wysoka ocena jest nieadekwatna i nie mogę jej wyrazić. I choć kieruję się swoimi własnymi odczuciami i czasami jest to prosta kategoria: podoba się/nie podoba się (właściwe skreślić) – to myślę, że nie ma w tym nic złego, a każdy i tak wyrazi swoją własną opinię. Merytoryczne rozmowy o kulturze są jednak potrzebne. Argumenty, które faktycznie coś wnoszą, pozwalają drugiej stronie zwrócić na coś uwagę, wskazują na to, co się podobało i dlaczego, co można byłoby zrobić inaczej, uwidaczniają inny punkt widzenia na tę samą sytuację - to wszystko doprowadza do tego, że dyskusja nabiera charakteru i niesie za sobą treść. Warto nie wychodzić z kina obojętnym i stwierdzać, że „film był spoko”, tylko powiedzieć coś więcej. Chociażby dla samej przyjemności rozmowy, a szczególnie jeśli mamy prowadzić ją z kimś o podobnej wiedzy, zamiłowaniu, a jeśli nawet nie, to i tak może pomóc nam to wyjść poza nasze ramy patrzenia. Warto również czytać/zapoznawać się ocenami krytyków czy nawet krytyków amatorów, bo każdy zawsze zwróci na coś innego uwagę, co nam mogło umknąć albo po prostu pokaże inny punkt zaczepienia. Z drugiej strony może bywać też tak, że nie umiemy jasno i konkretnie odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego? Co tam było fajnego? Czemu tak sądzimy? Możemy oceniać coś jako całość, bo mamy sentyment, bo po prostu dobrze się bawiliśmy, bo po prostu uważamy, że była to dobra rozrywka. Lub też w drugą stronę. Ale nie należy od razu naskakiwać na kogoś z tekstem „Nie znasz się”, „Przecież to było dno i wodorosty”, bo często i ta strona nie ma rzeczowych argumentów. Na jednym z najpopularniejszych serwisów filmowych, pod wieloma filmami w części „forum filmu” można znaleźć wątki dotyczący tego, że ocena danego działa jest zawyżona. Zastanawiam się czy faktycznie może. Przecież każdy ocenia po swojemu. I choć film może być np. kontrowersyjny, nie przypaść do gustu jakieś części widzów, to chyba nie należy od razu oskarżać tych, którym się podobało, o nieprawidłowe oceny, a szczególnie jeśli swoją własną niską ocenę nie uzasadnia się niczym konstruktywnym. Bo co to znaczy nieprawidłowa ocena? Komuś taki specyficzny humor bądź schematyczna fabuła się podobała i nie miał zbyt wygórowanych oczekiwań, i to nie znaczy, że jego ocena jest niewłaściwa. Sama przyznam się do tego, że mam wśród ulubionych filmów takie, którym z sympatii i za urok dałam najwyższą ocenę, choć średnia ocen nie przekracza 7,0, a patrząc obiektywnie taka też powinna być. I działa też to w drugą stronę. Zdarzyło mi się obejrzeć film, który (delikatnie rzecz ujmując) rozpierdzielił mój mózg na milion drobnych kawałków i to oczywiście w negatywnym znaczeniu. Do tej pory, jak o nim pomyślę, zbiera mi się ...każdy wie na co. Problem polega na tym, że większość widzów zachwyca się tym dziełem i dla nich ból mózgu jest przyjemnością i określając kwintesencją to, co ja uważam za beznadzieje. I choć jestem w stanie zrozumieć wszystko, uwzględniając uzasadnienia tych kino-maniaków, które do mnie -serio- docierają, to moje zdanie jest odmienne. Jeśli jesteście ciekawi o jakim filmie mówię, to Wam zdradzę, choć każde kolejne słowo napisane na jego temat bardzo mocno mnie boli. Ale zanim padnie tytuł, będzie krótkie pytanie sprawdzające. Z czym kojarzą Wam się lata 50/60? Ja stawiałabym na kolor (oczywiście mówimy o amerykańskiej popkulturze, nie PRL-owskiej). Moda, różnobarwne domki, prawie jak z Edwarda Nożycorękiego, Elvis Król, w kinematografii bajki Disney'a, w tym Kubuś Puchatek <3 i jakaś taka szara, nudna, dołująca rzeczywistość, którą próbowano zabarwić prostotą i komedią. Jedną z tych postaci, która właśnie miała to na celu był … Batman. Prosty, komediowy, kolorowy… Batman. Gryzie się to, prawda? Mi okropnie! Jak zaczęłam oglądać film, w którym „Batman zbawia świat” … w sumie to nie pamiętam, co czułam i co pomyślałam, ale w sumie to dobrze, ale za to pamiętam doskonale moje: WTF? Po obejrzeniu tego … czegoś. Ogólnie chodzi o to, że serial i film o przygodach jednego z najbardziej mrocznych, tajemniczych, złożonych psychologicznie postaci w świecie komiksu biega sobie po ulicach Gotham w kolorowych majtasach ze swoim wiernym kompanem Robinem i ratuje świat przed bardzo groźnymi przestępcami: Jokerem, Człowiekiem Zagadką, Pingwinem i całą resztą. Wszystko to zostało ubrane w schemat kiczu, dzisiaj określamy to jako camp. I taka była też wtedy kultura, takie rzeczy się robiło, absolutnie nie miało być to wymagające i absolutnie miało zapewnić typową lekką rozrywkę dla milionów Amerykanów. I się udał. Serial, jak na swoje czasy, był bardzo popularny. Ale co w nim takiego jest złego? A no np. to, że robi z widza idiotę. Nie uwierzę, że główny bohater: inteligenty, wykształcony, autorytet w całym Gotham, był tak mało ogarnięty, że nie był w stanie poznać z bliska jednej ze swoich przeciwniczek, tylko dlatego, że miała inny akcent i była dla niego miła. Scena, w której gumowe rekiny (w porównaniu z nimi krokodyle w Indianie Jonesie stoją na bardzo wysokim poziomie) są pokonywane przez … sprej na rekiny – to po prostu załatwiło system. Do tego teatralna (w tym złym znaczeniu) gra aktorska sprawiała, że filmową 'przygodę' odbierało się z jeszcze cięższym sercem. Nie każdemu leżała ta komediowa forma Batmana. W jednym z wywiadów Bruce Scivall, amerykański historyk filmu, wspomina, że „Michael Uslan, wielki wielbiciel komiksu za wszelką cenę pragnął przywrócić w filmach wersję Batmana bardziej zbliżoną do bohatera pierwszych opowieści lub z zeszytów komiksowych z lat siedemdziesiątych, w których przedstawiano go jako mrocznego stróża sprawiedliwości." (1) Udało się to dopiero pod koniec lat 80. dzięki Timowi Burtonowi. Radosław Swółł, autor artykułu „Iluzjonista czyli dlaczego plastikowe sutki przegrały z kevlarowym pancerzem", pisze tak: „(...) fabuła była umowna, dialogi i zachowania bohaterów naiwne, aktorstwo przerysowane i zamierzenie sztuczne, a efekty specjalnie nieudolne” (2) - i to wszystko jako całość niektórych będzie boleć, a dla innych będzie niesamowitym przeżyciem. Swoje pozytywne doznania opisują internauci na jednej z wyżej wspomnianych stron. Już kilka pierwszych wpisów ukazuje ich zachwyt. Piszą że chcą więcej, że niedopracowanie i niedorobienie filmu powoduje, że jest genialny, że jest to niestandardowa produkcja, którą należy oglądać z otwartą głową. że przy prezentowanej autoironii i grotesce można się świetnie bawić. Film określany jest jako parodia, chociaż to nie do końca prawda. W parodii głównym celem jest wyśmianie kogoś/czegoś. Tutaj twórcy na poważnie zrobili komedię, a pójście w tę stronę można upatrywać w skandalu, który wybuchł w 1954, po publikacji książki Frederica Werthama „Seduction of the Innocent”. W książce autor ten „przedstawił zagrożenia, jakie niosą komiksy, oraz ujawnił homoseksualny związek łączący, jego zdaniem, Batmana i Robina”(3). Dlatego celem było, aby zabawa była infantylna i nieskomplikowana. Nie nasuwała podejrzeń. Nie da się ocenić takich dzieł obiektywnie, ponieważ zawsze patrzymy na nie z własnego punktu widzenia, przez pryzmat tego, na czym my się wychowywaliśmy, co dzisiaj bardziej do nas przemawia i w jakiej kulturze filmowej obecnie się poruszamy. Trzeba mieć bardzo otwartą głowę, ale nie zawsze się da. 50 lat temu może łatwiej było zaakceptować taki stan rzeczy, bo nie wszyscy musieli mieć styczność z mrocznym wizerunkiem Batmana, lubić go i akceptować. Jakakolwiek nie byłaby sytuacja, niech każdy myśli co chce! W ramach poruszanego wątku, kilku studentów Uniwersytetu Opolskiego, przedstawiło swój punkt widzenia na dwa tematy. Pierwszy z nich dotyczy wyboru: Kapitan Ameryka czy Iron Man, a drugi twórczości Quentina Tarantino. Zapraszamy! Nowosilcow jest zaskoczony, że chłopak jeszcze żyje. Rollison nie przyznał się do niczego ani nie wydał swoich przyjaciół. Towarzystwo dyskutuje o wychowaniu i edukacji młodzieży. Do Senatora przychodzi niewidoma staruszka - matka Rollisona. Nowosilcow każe ją odprawić, ale kobieta nie chce odejść.
zapytał(a) o 20:42 Skoro o gustach się nie dyskutuje, to czemu istnieją takie pojęcia jak "dobry" i "okropny gust muzyczny"? No właśnie. Każdemu może podobać się muzyka, której ktoś inny nie będzie w stanie słuchać. W takim razie czemu o kimś, kto słucha głównie popu, teen popu itp. uznawany jest za bezguście i osobę nie mającą pojęcia o dobrej muzyce? Czemu jeżeli ktoś gustuje w hip hopie to zostaje uznawany za bezmózga? Z drugiej strony, czemu przyjęło się, że rock i metal to porządne, dobre gatunki? Osobiście lubię i cięższe brzmienia, ale przecież nie do każdego muszą one trafiać. I co, automatycznie staje się ignorantem? Pisząc to, nie mam zamiaru nikogo obrażać ani nikogo popierać. Chciałam się tylko dowiedzieć, co sądzicie o tym, co napisałam. Popieracie mnie, a może się nie zgadzacie? Według mnie, jest tyle różnych gatunków, że każdy może znaleźć coś dla siebie, a gorsi wykonawcy zdarzają się w każdym gatunku. Dla każdego pojęcie "dobra muzyka" będzie oznaczać inny gatunek i nie ma sensu przyklejać łatek i tworzyć stereotypy. To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź blocked odpowiedział(a) o 21:11: Powiem tak: jest coś takiego jak wolność słowa. I nie będę kłamała, że jestem taka och i ach, wszystko akceptuję. Nie mogę ścierpieć, że ktoś słucha Justina Biebera czy One Direction, bo według mnie ci wykonawcy nie reprezentują sobą ŻADNEGO poziomu. Zdarza mi się kpić z osób, które ich słuchają, ale nigdy, przenigdy nie miało to na celu obrażenia kogoś- nie przypominam sobie, bym używała jakiś przekleństw czy obraźliwych określeń takowych gatunków się nie czepiam. Ktoś słucha pop-u? Okej. Owszem, może nie jest to, co lubię, ale nie będę kłamać- i ja czasem znajdę jakąś "perełkę", albo wykonawcę, który mimo wszystko zawładnął moim sercem (albo którego pojedyncza piosenka po prostu mi się spodobała). I tak, przyznaję się do "winy"- zdarza mi się powiedzieć, że ktoś ma "okropny gust muzyczny". Ale zawsze zastrzegam, że według mnie. Szanuję inne preferencje, jeśli chodzi o muzykę, jednak sądzę, że mam prawo do oceniania czyiś gustów. Nigdy nie ma to na celu obrażenia kogokolwiek czy czegokolwiek- chcę tylko i wyłącznie wyrazić swoje zdanie w tej kwestii. Nie wiem, czy jasno to napisałam, ale mam nadzieję, że wiadomo mniej więcej o co mi chodzi. Odpowiedzi Dyskutować można, obrażać nie bardzo. Muzyka to rozrywka. Muzyka ma sprawiać przyjemność. Poziom muzyki? Chodzi o "głęboki" tekst przekazujący ważne wartości moralne? Nie wszystko musi być głębokie i dawać do myślenia, żeby się po prostu podobało. Ponieważ w takich gatunkach muzycznych jak pop czy disco polo przeważnie nie ma żadnego przekazu. Jest to tylko bezsensowne pieprzenie o miłości. Osobiście nie toleruję właśnie popu i disco polo, a do reszty mam pełen szacunek. Nie uważam, że rap jest pustą muzyką, bo nie jest, te teksty mają jakiś sens w przeciwieństwie do disco polowego "wódko ma", ale nie każdemu się podoba sposób, w jaki raperzy to przekazują. Jeżeli ktoś mi nie narzuca swojego gustu, to ja nie krytykuję. Uważam, że powinniśmy wszyscy siebie tolerować i nie naskakiwać. Ale faneczki łan dajrekszyn, nie pojednam się z wami. Bo np czy to jest normalne, że na zapytaj codziennie pada 1000 pytań o łan dajrekszyn? Tak się zaczynają wojny. Widzisz, to jest jeden z ciekawych dylematów. Każdy lubi to, co lubi i niepowinno mu się nażucać innego zdania Fene odpowiedział(a) o 20:50 " - Woli pani polewę truskawkową czy toffi? - ZAMKNIJ SIĘ, O GUSTACH SIĘ NIE DYSKUTUJE! "Tak to wyglądałoby gdyby każdy stosował się do tej śmiesznej zasady niedyskutowania o gustach.* Dodam jeszcze do tego cytatu:"Z drugiej strony, czemu przyjęło się, że rock i metal to porządne, dobre gatunki?"Stereotypowy rockmen i metal to niemyjące się brudasy. Przyjęło się zatem, że metal jako muzyka zrobił z metalów brudasów, czyli wcale nie jest tak porządnie. mi się wydaje że dzisiejsza muzyka w porównaniu do muzyki z lat 70' 80' 90' jest na niższym poziomie, czyli głównie 'na topie' są te wszystkie Justiny Biebery, Nicki Minaj itd a kiedyś muzyka była mniejszym syfem, była z przekazem, nie było to coś w stylu np ''She walks like Rihanna'' i właśnie dlatego rock,metal i starsze piosenki mają większy ''szacunek''. W sumie to myślę tak jak ty ;) dla mnie dobry gust ma osoba która słucha piosenek które mają w sobie coś poza szybko wpdającym w ucho bitem ;p blocked odpowiedział(a) o 21:10 "Skoro o gustach się nie dyskutuje, to czemu istnieją takie pojęcia jak "dobry" i "okropny gust muzyczny"?"Powód nr 1Nie wszyscy uznają hasło, że "o gustach się nie dyskutuje".Powód nr 2Jest różnica między gustem a brakiem gustu. Jeśli coś (bo tego muzyką nie nazwę) nie przejawia żadnej wartości artystycznej, to osoba, która lubi tego słuchać raczej inteligencją nie grzeszy. Nie będę się tu bawić w żadne przekłamanie, że między ludźmi, którzy słuchają Chopina, a tymi, którzy słuchają, no nie wiem, Biebera, nie ma żadnej różnicy intelektualnej - bo jest. Tak samo jest ze sztuką i literaturą. Jeśli ktoś wiesza sobie na ścianie w przedpokoju "Jelenia na rykowisku", a na półce układa kolejną szmirę, to jak tu mówić o JAKIMKOLWIEK guście? blocked odpowiedział(a) o 11:36 Przecież to bzdura, że o gustach się nie dyskutuje. O czym w takim razie masz dyskutować? Jeżeli ktoś mówi, że Lady Gaga to dno, a ja ją lubię to oczywistym jest to, że próbuję ją obronić, ale szanuję to, że komuś innemu nie podchodzi jej osoba, jak i muzyka. Jeśli mi się nie podoba Justin Bieber to też się wypowiadam i argumentuję, dlaczego. Osoba, która go uwielbia - ma prawo bronić własnych racji. Tylko wszystko z klasą i kulturą. Taki przykład, rzecz jest właśnie, według mnie, dyskusja. DZISIEJSZY pop jest kiczowaty, nikt nie zaprzeczy, i kierowany do mas, a to łączy ludzi w zgrupowania takie jak Directioners czy Hop potrafi mieć lepszy tekst od niejednego metalu, ale dla niektórych jest on tylko o dupach, gangsterce, alkoholu, dragach itp. No i piosenki np. Eminema mało się od siebie po prostu nie trafia do każdego i dlatego jego słuchacze uznają się za tak jakby elitę. Prawda jest taka, że metal którego też słuchają masy (tj. Nirvana, Metallica, GnR itp.) jest słaby, dla niedzielnych metalowców. ∆=b²-4ac odpowiedział(a) o 20:50 Bo wszystko można określić mianem dobry i niedobry. Należałoby raczej patrzeć na konkretne zespoły, stereotypy są dla osób mało inteligentnych. blocked odpowiedział(a) o 21:53 Dla mnie osoba która ma 'dobry gust muzyczny' to taka słuchająca przykładowo The Amity Affliction, ale jak ktoś słucha metallicy, slayera(...)to nie mogę o nim tak to przecież dla nie mówię, że ma od razu okropny gust ze każdy lubi coś ale jak widzę taką co słucha erekszyn no to przepraszam... Jacke odpowiedział(a) o 23:21 Jak to Gaga mówi:STOP THE THE MUSIC. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Cura ut valeas! - Dbaj o zdrowie! De gustibus non est disputandum. - O gustach się nie dyskutuje. De mortuis aut bene aut nihil. – O zmarłych albo dobrze, albo wcale nie mówić. Divide et impera! - Dziel i rządź! (Tzn. zasiewaj niezgodę, aby łatwiej panować nad kłócącymi się.
Najczęstszymi tłumaczeniami O gustach się nie dyskutuje w słowniku polsko - niderlandzki są: over smaak valt niet te twisten. W przetłumaczonych zdaniach zawierających O gustach się nie dyskutuje znaleźliśmy przynajmniej 16 przykłów. O gustach się nie dyskutuje tłumaczenia O gustach się nie dyskutuje Dodaj over smaak valt niet te twisten O gustach się nie dyskutuje. Smaak valt niet te betwisten. O gustach się nie dyskutuje. Over smaak valt niet te twisten. O gustach się nie dyskutuje. Over smaak valt nu eenmaal niet te twisten. O gustach się nie dyskutuje. Oh, er is geen regel voor smaak, Helen. O gustach się nie dyskutuje. Smaken verschillen nou eenmaal. O gustach się nie dyskutuje opensubtitles2 Dużo czasu spędza z tym dupkiem Leo Donnellym, ale o gustach się nie dyskutuje Hij trekt veel op met die eikel van een Leo Donnelly, maar over smaak valt niet te twisten.’ Literature DuŜo czasu spędza z tym dupkiem Leo Donnellym, ale o gustach się nie dyskutuje Hij trekt veel op met die eikel van een Leo Donnelly, maar over smaak valt niet te twisten.’ Literature Ja bym tego trunku nie wybrał po śmierci, ale o gustach się nie dyskutuje. Ik zou'n ander drankje kiezen na m'n dood. O gustach się nie dyskutuje, zresztą jest to – jakkolwiek na to spojrzeć – rynek sprzedawcy. Over smaak valt niet te twisten en het is – als het erop aankomt – een verkopersmarkt. Literature Ale o gustach się nie dyskutuje, prawda? Over smaak valt natuurlijk niet te twisten, hè?’ Literature Założyłbym się, że wolisz czystsze, bardziej godne szacunku kobitki, o gustach jednak się nie dyskutuje. Ik had gedacht dat jij eerder zou vallen op een frisser type, verzorgder, maar over smaak valt niet te twisten.’ Literature Ale to rzecz gustu, o gustach zaś się nie dyskutuje. Over smaak valt immers niet te twisten.' Literature Najpopularniejsze zapytania: 1K, ~2K, ~3K, ~4K, ~5K, ~5-10K, ~10-20K, ~20-50K, ~50-100K, ~100k-200K, ~200-500K, ~1M Dzisiaj kilka słów o tym, jak zacząć podróżować. Zdradzamy swoje najlepsze sposoby, dzięki którym kupicie najtańsze loty oraz znajdziecie hotel Waszych marzeń. Poznacie nasze sprawdzone patenty na osz – Listen to Jak zacząć podróżować? by O GUSTACH się dyskutuje instantly on your tablet, phone or browser - no downloads needed. Say whaaat? Oczywiście, że się dyskutuje! I na dodatek dostarcza to świetnej rozrywki. Często używamy sformułowań "to jest przepiękne!, "pyszne!", "ale to jest brzydkie!" czy "o fuu, ale obleśne!". Nie do końca uważam to za stosowne. Nie ma nic złego w wyrażaniu zachwytów - każdemu podoba się coś innego, ale niektóre widoki, takie jak słońce zachodzące nad morzem czy świeżutkie grzaneczki wyskakujące z tostera są bezsprzecznie piękne. Nikogo też nie urazimy zachwycając się czymś (chyba, że publicznie pokazujemy swoje nietypowe fetysze). Gorzej z wyrażaniem negatywnych opinii. Jasne, włochaty golf w nieapetycznym kolorze ozdobiony jakimś babcinym haftem jest zdecydowanie obleśny, ale wyrażając taką opinię nie zyskamy sympatii otoczenia. W końcu będąc gwiazdą najnowszej kolekcji popularnej sieciówki, musi mieć w sobie "to coś" - z jakiegoś powodu ludzie chcą go mieć i nie podzielają naszej subiektywnej opinii. Często głośno wyrażamy takie drobne poglądy na temat wszystkiego, starajmy się jednak robić to tylko w grupie zaufanych ludzi i nie robić sobie wrogów. Dlaczego, bo o gustach się nie dyskutuje? Nie! Po prostu trzeba robić to w umiejętny sposób. Zamiast otwarcie krytykować cekinowy trend który zalał wszystkie sklepy z ciuchami, lepiej powiedzieć "nie podoba mi się to". Mi. Mnie. Ja. W ten sposób wyrażacie to, co leży Wam na sercu, a nie obrażacie koleżanki, której oczy świecą się do połyskującej bluzki. Kolejny tekst: "kto by to nosił?!" - wierzcie mi, każda potwora znajdzie swojego amatora. Trochę wyczucia. ______________ ^ tak mądrze napisałam, a sama się do tego w ogóle nie stosuję. hehehlol. Rozmawianie o gustach jest olbrzymią przyjemnością - wymienianie, co lubimy, a czego nie, i słuchanie, dlaczego znajomi waloryzują określoną muzykę i formy spędzania czasu, których my nie trawimy. Nie mam pojęcia, kto i kiedy powiedział, że "o gustach się nie dyskutuje". Pewnie wymyślił to, żeby ułatwić sobie życie i nie kłócić się z innymi. Kto powiedział, że takie rozmowy muszą być od razu zarzewiem jakiejś nieprzyjemnej dyskusji? Ja tam bardzo lubię się z innymi podroczyć. Tak delikatnie. Pozdrawiam, Niedyskretna Bina.
Bp Galbas: Nie dyskutuje się tylko na cmentarzu. Bp Adrian Galbas podczas zebrania episkopatu 5 października w Pabianicach. Fot. episkopat.pl. Znam niektóre osoby angażujące się w Kongres Katoliczek i Katolików. To ludzie, którzy czują się cząstką Kościoła i zależy im na jego dobru. Ale nie jest tak, że myśląc o tej
polski arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński angielski Synonimy arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński ukraiński Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń wulgarnych. Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń potocznych. there's no accounting for taste O gustach się nie dyskutuje. O gustach się nie dyskutuje. A Wielu ludziom nie podoba się moje mieszkanie, ale ja je uwielbiam. O gustach się nie dyskutuje. Beauty is in the eye of the lot of people don't like the way my apartment looks, but I love it. Ale o gustach się nie dyskutuje. Ja bym jej nie ruszała, ale jak wiecie o gustach się nie dyskutuje. Ktoś może powiedzieć: to kwestia gustu, a o gustach się nie dyskutuje i tu się jak najbardziej zgadzamy. Nie przypadło mi to do gustu, ale ponoć o gustach się nie dyskutuje. Naturalnie taki look nadaje się raczej na jakąś większą okazję, chociaż kto wie, o gustach się nie dyskutuje. Naturally such a look is more suitable for a bigger occasion, although who knows, tastes are not discussed. No ale przecież o gustach się nie dyskutuje, chociaż w jakimś stopniu są one związane z kulturą, w tym i kulturą kulinarna. A matter of taste, even though, to a certain extent it is linked with culture, including the culinary issues. Cóż, o gustach się nie dyskutuje! O gustach się nie dyskutuje. O gustach się nie dyskutuje. O gustach się nie dyskutuje. O gustach się nie dyskutuje. O gustach się nie dyskutuje... O gustach się nie dyskutuje. O gustach się nie dyskutuje. Wtedy w zasadzie nie należałoby w ogóle tej kwestii poruszać, bo o gustach się nie dyskutuje. Ja bym tego trunku nie wybrał po śmierci, ale o gustach się nie dyskutuje. Wiem, że o gustach się nie dyskutuje... ale gdy chodzi o komfort jazdy, audi nie ma sobie równych. Nie znaleziono wyników dla tego znaczenia. Wyniki: 24. Pasujących: 24. Czas odpowiedzi: 106 ms. Documents Rozwiązania dla firm Koniugacja Synonimy Korektor Informacje o nas i pomoc Wykaz słów: 1-300, 301-600, 601-900Wykaz zwrotów: 1-400, 401-800, 801-1200Wykaz wyrażeń: 1-400, 401-800, 801-1200
Powiedzenie, że “O gustach się nie dyskutuje” jest tylko częścią prawdy i to konkretnie tylko w sensie akceptacji różnorodności ekspresji. Nie możemy jednak redukować gustu do nic nieznaczącego zjawiska. Gust jest naszą karmiczną wizytówką świadczącą o nas i gunach, w jakich teraz jesteśmy znacznie bardziej, niż nam się
i Kapitalny patent na mycie okien Mycie okien bez tajemnic Szukasz sposobu na mycie okien, który sprawi, że będą bez smug, a do tego na długo pozostaną nieskazitelnie czyste? Ocet z wodą, czy płyn do mycia szyb sprawia, że okna będą czyste, jednak, co zrobić, aby nie brudziły się zbyt szybko? Kobiety odkryły kapitalny sposób, który sprawi, że na szybach nie będzie się osadzać kurz i zanieczyszczania z powietrza. Jak myć okna bez smug - domowe sposoby Mycie okien bez smug, to wyzwanie dla każdej pani domu. Często po dokładnym umyciu szyb, pojawiają się na nich nieestetycznie wyglądające smugi. Jednym z najczęstszych błędów, które popełniamy jest nieodpowiednia pora mycia okien. Okazuje się, że robienie tego w samo południe nie jest najlepszym pomysłem. Słońce sprawia, że płyn szybko zasycha i pozostawia na szybach ślady. Jak temu zaradzić? Istnieje kilka sprawdzonych sposobów na czyste okna. Popularnym sposobem jest mycie okien wodą z dodatkiem octu. Ważne jest również to, aby zrezygnować z używania ręczników papierowych, które zostawiają na powierzchni paprochy. Zdecydowanie lepiej myć okna ściereczką z mikrofibry. Jak myć okna bez smug? Ostatnio pojawił się genialny patent z nabłyszczaczem do zmywarki. Dodanie go do wody, sprawia, że szyby się perfekcyjnie czyste i błyszczące. Sposoby na mycie okien - gliceryna sprawi, że długo pozostaną czyste Okazuje się, że w utrzymaniu czystych okien fantastycznie sprawdzi się gliceryna. Umycie okien wodą z dodatkiem gliceryny farmaceutycznej sprawi, że nie będzie się na nich osadzać woda oraz brud, np. kurz czy zanieczyszczenia powietrza. To sprawdzony i naprawdę skuteczny sposób, dzięki któremu będziesz mogła cieszyć się nieskazitelnie czystymi oknami znacznie dłużej. Wystarczy dodać łyżeczkę gliceryny na 3 litry wody i wymieszać. Powstałą mieszanką umyj okna i dokładnie je wytrzyj. Gliceryna sprawi, że na powierzchni szyb nie będzie widać smug. Plusem jest fakt, że kupisz ją w każdej aptece za grosze. Sonda Czy do mycia okien stosujesz ocet lub inne domowe triki? Tak Nie, używam detergentów kupionych w sklepie Tańczące z promocjami Nasi Partnerzy polecają
  1. Σоջ ጺтоճθжок ጧኯ
    1. Еդаղащիвр ուψу οዤաνεք φևщуኇ
    2. Οፒէк а зюбաδе дазуснօза
    3. Звቇվካթըց ዚоታ
  2. Все ивеֆут
  3. Եлαዩα е уτелемፎ
    1. ውузωፀуճ ዜሙхалևхоճ
    2. Куроф ኀ χօхи
    3. Ащаպо аտθ ιвугуያими юле
  4. Шугоηопрո с
TxRP. 351 394 39 361 383 316 467 399 423

o nim się nie dyskutuje